Siedzę w samolocie podczas lotu powrotnego z Lizbony do Wrocławia i zastanawiam się, jak podsumować swój tygodniowy pobyt w Portugalii. Z jednej bowiem strony spróbowałem znacznie więcej różnych piw niż w domu, gdzie przeważnie jestem zabiegany i jedną chwilą piwnego oddechu jest późny wieczór, w którym można zmieścić wyłącznie jedno piwo. Z drugiej strony, piwnej strony, był to wyjazd bardzo nierówny, tak samo pełen zachwytów jak i spektakularnych porażek.
Piwna Portugalia to kraj obfitujący w skrajności i pułapki, charakterystyczne dla wieku niemowlęcego kraftowego rzemiosła. Trochę tak, jak w przypadku początkującego piwowara domowego, mamy do czynienia z prawdziwym rollercoasterem. Ponieważ udało mi się spędzić trochę czasu zarówno w Lizbonie jak i na wybrzeżu Algarve, jestem w stanie porównać zarówno jakość jak i dostępność dobrego piwa w obydwu tych miejscach.
Wyjechałem bez większego przygotowania i było to zarówno moje błogosławieństwo jak i przekleństwo. Dlaczego? Otóż gdybym wcześniej wiedział, jak trudno będzie mi czasem znaleźć coś do wypicia, zapewne zabrałbym ze sobą zapasy. A tak, zdany na łaskę i niełaskę lokalnych sklepów, byłem zmuszony podejmować intensywne poszukiwania. Dało mi to możliwość dużo lepszego poznania specyfiki portugalskiego rynku piwa.
Kultura kraftu w Portugalii jest bardzo młoda. Pierwsza marka piwa rzemieślniczego – Sovina – pojawiła się na lokalnej scenie piwnej w 2011 roku, jednak dopiero rok 2014 stanowi datę przełomową w historii portugalskiego kraftu. To w tym roku swoje podwoje otworzył Cerveteca Lisboa, pierwszy pub serwujący piwo rzemieślnicze. Rok 2015 to otwarcie browaru Dois Corvos wraz z pierwszym taproomem w Lizbonie. W chwili obecnej portugalska scena piwna rośnie w siłę, ilość nano browarów oraz browarów kontraktowych wciąż się zwiększa, za czym idzie wzrost jakości i różnorodności warek.
Miejsce, w którym spędziłem noc w Lizbonie było umiejscowione w samym sercu starego miasta. Wydawało mi się, że nie może być lepszego miejsca do poznania lokalnej kultury piwnej.
Wystarczy posnuć się odrobinę po przepięknych, stromych ulicach miasta. Odwiedzać losowe puby i próbować próbować próbować. Cóż… nie pierwszy raz w trakcie moich dotychczasowych piwnych wojaży okazało się, że najważniejsze jest odpowiednie przygotowanie i jeśli nie znajdujemy się w miejscu, co do którego piwnej renomy jesteśmy absolutnie pewni, warto wcześniej sprawdzić, czy aby strategia ataku “na żywioł” jest odpowiednia. Tutaj nie był to zdecydowanie dobry kierunek. Okazało się, że większość pubów i restauracji serwuje wyłącznie produkty grupy SuperBock, lokalnej odnogi Carlsberga.
Super Bock jest wiodącą marką piwną w Portugalii. Upraszczając nieco, to taki ichni Żywiec. Założony w 1927 roku i w 44% kontrolowany przez grupę Carlsberg, w 2014 roku sprzedał 3,9 miliona hektolitrów piwa. Podobnie jak Żywiec, również Super Bock ma swoją własną linię piw nawiązujących do kraftu, co pokazuje, że kraftowa rewolucja w Portugalii zatacza coraz szersze kręgi.
Był wieczór, wszyscy głodni, a dosłownie za rogiem znajdowało się jedno z najsmacznieszych miejsc na kulinarnej mapie Lizbony
Mercado da Ribeira, znane pod nazwą TimeOut Market Lisboa. Kilkadziesiąt małych restauracji, rozmieszczonych na obrzeżu ogromnej hali, z wielką przestrzenią pośrodku, podzieloną setkami stołów i stolików. Każda ze znajdujących się tam restauracji serwuje wyłącznie jedzenie przygotowywane na miejscu, przyrządzone przy użyciu świeżych, lokalnych, w większości organicznych składników. Food Mart to miejsce, do którego food junkie mógłby wprowadzić się na dwa tygodnie i nie byłby znudzony ani przez chwilę. Świat nieziemskich smaków i zapachów, potraw w ilości nie do przejedzenia. Byłem święcie przekonany, że w takim miejscu jak tamto nie może zabraknąć dobrego piwa.
Jakie więc było moje zaskoczenie i zawód gdy okazało się, że macki korporacji sięgnęły również tutaj. O ile miłośnik dobrego wina mógł wybierać i przebierać w gatunkach, rocznikach, krajach pochodzenia wina dostępnego zarówno w restauracjach jak i w kilku znajdujących się na miejscu sklepach specjalistycznych, o tyle podobnej oferty piwnej zabrakło. W centrum hali można było za to znaleźć duże stoisko z wyborem kilkunastu piw SuperBock, serwowanych z kranu. Każde smakujące tak samo źle i tak samo rujnujące posiłek. I to było wszystko. Wszystko wskazuje na to, że Carlsberg zapewnił sobie to miejsce na wyłączność.
Będąc przekonany, że w takich wypadkach koniec języka za przewodnika nie poddałem się i zacząłem pytać ludzi. Pracowników restauracji oraz osoby, które przyszły do TimeOut Market na kolację. Sądziłem, że uda mi się chociaż uzyskać podpowiedź, gdzie w okolicy będę w stanie napić się dobrego piwa, najlepiej lokalnego, aczkolwiek w tym momencie byłem już w stanie zaakceptować cokolwiek. Ratowało mnie każde pijalne Pale Ale.
Problem w tym, że nikt nie rozumiał, o co pytam.
Przecież piwo jest.
Proszę zobaczyć, o tam na środku sali, bardzo dobre. Świetny wybór. Na pewno będzie Pan zadowolony!
Ajpa? A nie, nie znam tej marki… Porter? Tak tak, już Panu mówiłem, tam na środku. Wielkie świecące logo SuperBock. Proszę bardzo, nie ma za co!
W ludzkiej świadomości kraft praktycznie nie istniał.
Wierzę, że miałem po prostu ogromnego pecha. Nie ma innej opcji. Z reprezentatywnej próby mieszkańców Lizbony trafiła mi się grupa kontrolna osób, które nigdy wcześniej nie słyszały o piwie nie pochodzącym z wielkiej, warzelnianej fabryki. Kolację zjadłem jednak z Cerveja Super Bock Selecção 1927 Munich Dunkel w dłoni. Piwem, którego nie udało mi się do końca dopić. Szkoda mi było psuć dobrego jedzenia.
Portugalskie piwa na Ż miałem już więc z głowy. Czas na Plan B.
Telefon w dłoń, Untappd na ekran. Najbliższe miejsca spotkań kraftoludków… search!
Jest! JEST! Mamy to! Być może oferta nie jest oszałamiająca, jednak na mapie wyraźnie było widać kilka miejscówek, których oferta spełniała moje wymagania. Lokalnie, różnorodnie, z kranu. Kto wie, być może nawet z możliwością zakupienia zestawu degustacyjnego? Kilka minut później i kilkaset metrów dalej stałem już w progu małego raju o kusząco brzmiącej nazwie Crafty Corner.
Piwa, które tam wypiłem, opisałem w osobnym poście. Warto powiedzieć, że spędzony tam czas utwierdził mnie w przekonaniu, że kraft ma się w Portugalii dobrze. Ba, nawet wyśmienicie! Co prawda wypicie dobrego piwa z kranu nadal wymaga odwiedzenia specjalistycznego pubu, a ilość kranów nie zwala z nóg, jednak dwanaście piw serwowanych z kega to jest standard, którego nie powstydziłby się żaden wrocławski multitap.
Niestety, nie byłem w stanie przetestować pozostałych miejscówek, co jak się później okazało było moim kolejnym, po nocnym ataku bez przygotowania na miasto, błędem. Mówię tutaj o pominięciu kroku, który polecam absolutnie wszystkim wybierającym się do Portugalii i planującym spędzenie czasu z dala od większego miasta osobom.
Absolutnie, koniecznie i bezwzględnie należy skierować swoje kroki do CERVETECA LISBOA i poczynić odpowiednie zapasy.
Pierwsze takie miejsce w Lizbonie i nadal mekka dla wszystkich miłośników dobrego piwa. W porównaniu do dowolnego polskiego sklepu specjalistycznego, bieda aż piszczy. Ale w skali portugalskiego kraftu to miejsce to absolutny raj. Aby się o tym przekonać, wystarczy na parę dni wyjechać poza stolicę.
Następnego dnia po południu siedziałem już na plaży w Ferragudo, małej rybackiej miejscowości na wybrzeżu Algarve.
Algarve, czyli urlopowa stolica Portugalii, jest znana przede wszystkim z przepięknych, szerokich, otoczonych wysokimi skałami plaż. Miejsce to szczególnie upodobali sobie Anglicy, którzy szerokimi rzeszami przybywają tu na wakacje, często również kupując na wybrzeżu wakacyjne domy. A skoro są anglosasi, to musi być i piwo, prawda?
Prawda?!
Guzik prawda.
Ajpa? A nie, nie znam tej marki…
Co mi przypomina widok znajomy ten… oczywiście. SuperBock – na każdym kroku, w każdej restauracji, na półkach każdego sklepu. Byłem otoczony. Osaczony. Przerażony.
Co ja będę tutaj przez tydzień pił?
Część z Was pewnie od razu odpowie – jak to co, pij wino! W końcu tego w Portugalii nigdy nie brak. A i o jakości nie można powiedzieć złego słowa.
Nie mogę mieć wielkiego żalu do Portugalczyków o to, że kultywując swą winiarską tradycję nie są zbytnio zainteresowani serwowaniem piwa nowego, innego, dla wielu dziwnego. Mam jednak żal o coś innego. A mianowicie o to, że pod szyldem kraftu sprzedają w sklepach piwa – konie trojańskie.
Piwa, które nigdy nie powinny się tam znaleźć. Piwa, które w niczym nie przypominają swoich Lizbońskich odpowiedników. Piwa, które stawiają złe świadectwo samym browarom, które je uwarzyły. Często dramatycznie niepijalne.
Uprzedzę nieco wydarzenia. Większość piw, które spróbowałem, były okropne. Zastanawiam się więc, dlaczego podejmowane przeze mnie raz za razem próby tak konsekwentnie przynosiły negatywne rezultaty. Dlaczego tyle piw wylądowało ostatecznie w zlewie. Przecież trudno uwierzyć w tak spójnie źle warzone piwa. Szczególnie mając jeszcze świeżo w pamięci wizytę w multitapie w Lizbonie.
Nieprawidłowe konfekcjonowanie? Problem w łańcuchu logistycznym? A może po prostu się czepiam i te piwa były dobre?
No nie. Nie były 😉 W najlepszym wypadku były poprawne. Naprawdę bardzo chciałem, by mi zasmakowały. W końcu byłem na piwnej pustyni i było to w moim jak najlepiej pojętym interesie.
A wyglądało to tak.
Unikając jak ognia produktów SuperBock, zarzuciłem szeroko sieć i po długich, mozolnych poszukiwaniach udało mi się podczas kilku dni pobytu w Ferragudo spróbować kilkunastu różnych piw pochodzących głównie z małych, lokalnych browarów. Część z nich opisuję poniżej:
- Barona Red IPA – na początku zniewala kwiatowym aromatem, ale potem jest trochę gorzej. Fuzle, agresywna, chmielowa, zalegająca goryczka. Coś gdzieś odleciało podczas fermentacji…
- Barona APA – najlepsze są bardzo ładne etykiety, potem pojemności butelek . Gorzej z samym piwem, w którym spod aromatycznej przykrywki będącej najprawdopodobniej robotą chmieli Citra i Centennial, wyglądają wszystkie błędy, jakie udało mi się do tej pory popełnić w swoim domowym browarze. I jeszcze jedno – APA to też nie jest ?
- Barona & Burra Boleima – próba piwnej interpretacji tradycyjnego jabłecznika Boleima de Maçã. Składem jedzie po bandzie, bo wymienione są tam właśnie jabłka ? Smak i aromat bardziej belgijski niż portugalski, wpasowuje się w kategorię blonde ale, jabłek brak. Barona i Burra Craft Beer eksperymentują i to mi się podoba.
- Marafada Algarve Pale Ale – najbliżej mu do Belgian Blond Ale, nie moja bajka.
- Marafada IPA – pominę taktycznym milczeniem
- Marafada Stout – przebija popielniczka
- Maldita Bohemian Pilsener – trwający kilka minut gushing, w smaku drożdże babuni… ratunku!
- Dois Corvos Session IPA – przywiozłem do Polski, czeka na wypicie
- Oitava Colina Urraca Vendaval IPA – przywiozłem do Polski, czeka na wypicie
A jak smakowała oranżada?
- SuperBock Pils
Ulubione piwo lokalesów. Typowe jasne pełne, w smaku i aromacie przywodzi na myśl włoskie Peroni, będąc w porównaniu z nim trochę bardziej konkretne i mniej wodniste. Niestety, do czystości profilu dobrego lagera jest mu bardzo daleko. Da się wypić wyłącznie bardzo zimne i w moim wypadku tylko raz. Trzy łyki.
- SuperBock 0%
Wariacja na temat podstawowego SuperBocka, tym razem jest to rozwodnione Peroni. Udało mi się wypić w całości wyłącznie dzięki pojemności butelki – 0.33l było w upalny dzień do przełknięcia.
- Sagres Cascade
Woda aromatyzowana korpolagerem. Koszmar… ale buteleczka 200ml jest super 🙂
Gdzie więc szukać piwa, które nie wywróci nosa ani kubków smakowych na lewą stronę?
Jeśli podczas swojego pobytu w Algarve mieszkacie blisko większego miasta, takiego jak Portimao lub Lagos, istnieje duża szansa że uda Wam się napić dobrego piwa z kranu. W Portimao centrum kraftu znajduje się w pubie Hamburgueria B&B, gdzie można napić się piwa serwowanego zarówno z kranu jak i z bogatej kolekcji butelek.
Kupując piwo do spożycia w domu należy kierować się do dużych sieci handlowych, takich jak:
Jumbo – tego sklepu szukajcie w pierwszej kolejności. Zarządzana przez Auchan sieć portugalskich hipermarketów ma w ofercie piwa niemieckie, belgijskie oraz zdecydowanie najlepszy I najbardziej zróżnicowany wybór piw z lokalnych browarów. Oznacza to, że w każdej z powyższych grup piw do wyboru jest więcej niż dziesięć. Na bezrybiu i rak ryba, uwierzcie, że w tamtych okolicznościach przyrody dziesięć różnych piw to ilość astronomiczna. W porównaniu z innymi miejscami w Jumbo było zdecydowanie najlepiej.
Intermarche – znani też w Polsce jako “Muszkieterowie”. W ofercie głównie piwa niemieckie i belgijskie, czasem lokalne wyroby browaru Barona, Maldita czy też Marafada. Były też “kraftowe” piwa SuperBock i Sagres. Tych pierwszych nie próbowałem, Sagres można postawić na jednej półce z gazowaną wodą mineralną. Ale mają fajne 200ml buteleczki 🙂 W retrospekcji żadne z zakupionych tam piw nie zasługiwało na specjalną uwagę.
Szukajcie też specjalistycznych sklepów z winem. Zdarza się, że mają w ofercie niewielki wybór kraftu, najczęściej są to produkty jednego browaru. W Ferragudo był to sklep VinAlma, gdzie udało mi się nabyć pierwsze trzy butelki piwa rzemieślniczego z browaru Barona, tak więc miejsce to wspominam szczególnie – uratowało mi życie dając się napić na pustyni 😉
Sieci takie jak LIDL czy też Aldi nie sprzedają kraftu. To nie Polska 🙂 Podobnie małe, lokalne sklepy spożywcze – tutaj również rządzi SuperBock.
Reasumując, Algarve kraftem nie stoi. Jadąc tam na urlop trzeba mieć świadomość specyfiki tego miejsca jak i samej Portugalii. Piwowarstwo rzemieślnicze jest tu dopiero na początku drogi, a kurorty są opanowane przez piwne korporacje. Powtórzę więc radę, jakiej udzieliłem kilka akapitów wcześniej.
Po wylądowaniu w Lizbonie a przed wyruszeniem w inne rejony Portugalii, należy poczynić odpowiednie zapasy.
Potem można już cieszyć się zasłużonym wypoczynkiem. Czego Wam serdecznie życzę.
Komentarze